Opis źródła:

Fragment wspomnień powstałych pod koniec lat 80. XX w. autorstwa Ewy Soboty-Grün (1921-2011), mieszkanki Białostocczyzny, wywiezionej w głąb ZSRR z matką i dwójką młodszego rodzeństwa w ostatniej deportacji 21 czerwca 1921 r. Ojciec, nauczyciel, z zagrożony aresztowaniem przekradł się wiosną 1940 r. na tereny okupowane przez Niemców.


Miejsce wydania:

E. Sobota-Grün, Podróż w nieznane 1939-1946, Wrocław 2022, s. 32-51.


Tekst źródła:

Nadszedł czerwiec. Nie mieliśmy radia ani gazet, nie wiedzieliśmy, co się w świecie dzieje […]. 20 czerwca 1941 r. ktoś zapukał o świcie do naszych drzwi. […] W drzwiach stała Ludka Wisłocka, moja koleżanka, blada i przerażona. Jednym tchem wyrzuciła z siebie: „We wsi jest NKWD, zabierają Wisłockich, wy też jesteście na liście”. W oczach mi pociemniało, nogi się ugięły. Świdrowało mi w mózgu, że może jednak do nas nie przyjdą, ale to był nonsens. Zawiniliśmy tak jak Wisłoccy, nasz Ojciec uciekł, a u nich syn i brat. Ubraliśmy się szybko i zamiast pakować się, staliśmy wszyscy w oknie, czekając na przybycie enkawudzistów. […] W drzwiach stanął mężczyzna w średnim wieku w mundurze enkawudzisty, drugi młody w czarnym szynelu, z czerwoną gwiazdką na spiczastej czapce, z bagnetem na karabinie, a za nimi dwaj nasi – deputat ze wsi i priedsiedatielsielsowieta[1] z Korycin. Zaczęłam drżeć ze strachu. Enkawudzista wyjął jakieś papiery i odczytał nazwisko panny Filomeny. Sprostowałam, podając nasze. Na pytanie skierowane do mamy: „Gdie wasz muż[2] – mama odpowiedziała: „Nie wiem”. Wówczas przeczytał nam akt pieriesielenia w wostocznyje obłasti ZSSR[3], nie podając przyczyny, następnie kazał nam wszystkim stanąć pod ścianą i przy pomocy bojca przeprowadził rewizję, a raczej bezładne przewracanie rzeczy łącznie z zaglądaniem pod materace. Dał nam pół godziny do spakowania się i zaznaczył: „Bieritie topłyje wieszci[4]. Zacisnęłam zęby i zabrałam się do pakowania. Zbierało mi się na płacz, ale za nic nie chciałam pokazać bandytom łez. […]

Mama utkwiła w dolnej części kredensu i bezmyślnie przesypywała kaszę z woreczka do woreczka. Ja jedna byłam przygotowana. Wszedł nasz gospodarz i zapytał, czy znieść ze strychu kosze. Poprosiłam. […] Gdy już były w pokoju, zaczęłam w nie pakować wszystko, dosłownie wszystko: odzież, bieliznę, naczynia, garnki, mydło, zapasy żywności, książki i to, co miałam pod ręką. Do walizek poszły rzeczy osobiste, do torebki wzięłam kłębki włóczki, dokumenty. Ze ściany zdjęłam wizerunek Matki Boskiej, malowany na porcelanie, w srebrnych ramkach, który otrzymał Ojciec w dniu swojego chrztu. Miałam kilka butelek wódki, [bo] „dawali w sklepie”, więc wzięłam z myślą, że się przyda i teraz chciałam ją wziąć, ale priedsiedatiel – Polak, nie pozwolił. Enkawudzista zezwolił wziąć dwie butelki. Stał on z nogą opartą na krześle i obserwował mnie. W pewnej chwili rzekł, patrząc na mnie: „Wot eto maładiec[5]. I chyba dlatego pozwolił mi się pakować nie pół godziny, a półtorej. […]

Gdy już wszystko zostało spakowane, Sowiet powiedział: „Sabirajtieś[6]? „Dokąd?” – zapytałam. „Sabirajtieś, idiom[7] – i nic więcej. […] Ruszyliśmy pod karabinem w kierunku szkoły. Przykre było to, że razem z Sowietami prowadzili nas także Polacy. Przed domami stali ludzie, co lękliwsi patrzyli spoza firanek. W otwartym oknie pokoju w budynku szkoły stała Filomena, blada i przerażona. Krzyknęłam, że ona też jest na liście do deportacji i w tej chwili zostałam uderzona pięścią w plecy przez bojca[8]. „Małczi![9] – wrzasnął. Wprowadzono nas do klasy. Na nasz widok Sowiet w cywilnym ubraniu, pełniący dyżur przy więźniach, roześmiał się w głos i zapytał, wskazując na mnie: „A eto kto?”[10]. „Człowiek” – odpowiedziałam i odwróciłam się doń plecami. […] Popatrzyłam po klasie. Kobiety i dzieci płakały, mężczyźni siedzieli w ławkach z opuszczonymi głowami. Stara Godlewska i dwie Wisłockie klęczały na podłodze, modląc się głośno, mimo uwag prokuratora, że zdieś nie cerkow[11]. Przy drzwiach stali czterej enkawudziści. Nie płakałam. Przez okno widziałam twarze mieszkańców wsi, stojących przy drodze, obok szkoły. Kobiety wycierały fartuchami oczy. Był Bronek Godlewski z żoną. Podał nam przez bojca słoninę, kiełbasę, chleb i pieniądze. Co chwila wchodził bojec, wywoływał po nazwisku i podawał zawiniętą w gazetę kiełbasę, słoninę lub pieniądze. Zobaczyłam Ludkę i jej narzeczonego Heńka, wpatrzonych w okna klasy. Bronek Godlewski chciał nam dać kożuch i walonki – nie pozwolili. Jak żywy stanął mi przed oczyma Ojciec. Co zrobi, gdy się dowie o naszym losie? Czy myślał kiedyś, że jego rodzina będzie aresztowana w szkole, którą zbudował i w której tyle lat uczył? Nadjechały furmanki, które miały nas odwieźć na stację kolejową do Bielska Podlaskiego. […]

Podwieziono nas na boczny tor kolejowy i kazano wysiadać. Na placu kolejowym były setki ludzi przywiezionych z różnych stron powiatu bielskiego. […] Znajomych było mnóstwo. Wszyscy siedzieli na tobołkach pogrążeni w rozpaczy. Było gorąco, chciało się pić i jeść. Było południe, a myśmy nie mieli nic w ustach. […] Tak było do siódmej wieczór. Wówczas to podstawiono pociąg towarowy z sześćdziesięcioma ponumerowanymi wagonami. Kazano nam wsiadać. My z Czajów ulokowaliśmy się w jednym wagonie. Wagon był olbrzymi, brudny, odrapany, cuchnący, z olbrzymimi rozsuwanymi drzwiami, które po naszym wejściu zostały zaryglowane z zewnątrz. Po obu stronach były prycze, na których to mieliśmy spać. […] Panowała cisza, nikt nie narzekał, nie kłócił się, wszyscy lokowali się w milczeniu. Gdy każdy już zajął jakieś miejsce, ludzie posiadali na pryczach, na tobołkach i zaczął się gwar. Ruszyliśmy. Pociąg szarpnął, zgrzytnął, zakołysał się i pomknął. Razem z nimi coś szarpnęło moim sercem, zazgrzytało, ale nie ucichło. Wyjęliśmy pościel i zaczęliśmy układać się do snu. […] Kobiety zaintonowały: „Kto się w opiekę odda Panu swemu”. Wagon kołysał się w takt pieśni. Wszyscy płakali. Ja siedziałam, jak skamieniała. […]Ludzie w wagonie rozruszali się, rozgadali; dzieci, którym było obojętne, dokąd jadą, chichotały i chowały się między tobołami. W jednym kącie wagonu zrobiono paraszę – ustęp. Była to dziura wycięta w podłodze, założona deską. Jak siadać na oczach wszystkich? Kobiety zeszyły dwa koce, przymocowały je na sznurku i powstało coś na kształt parawanu. […] Na stacji w Wołkowysku było mnóstwo ludzi, płacz i krzyki. Jedni podawali nam bułki, inni wodę, cukierki, papierosy. Dobrzy ludzie uwijali się jak mrówki, a każdy ze słowami otuchy i pocieszenia. Chociaż sami nie byli pewni jutra. Ale byli i tacy, którzy z rękami w kieszeniach i drwiącym uśmiechem na ustach gwizdali. Gdy z wściekłością pokazałam im język, jeden z nich odszedł i za chwilę przyniósł mi butelkę z wodą. W Wołkowysku staliśmy 3 godziny. W końcu milicja zaczęła odpędzać ludzi od wagonów. Ruszyliśmy. Kobiety zaczęły znowu śpiewać religijne pieśni. Przecież coś z tych modłów musi się ziścić, muszą być wysłuchane. Najgorsza w tym wagonie była bieda ludzka, rozpacz, ludzkie gadanie. Każdy jechał po własną śmierć, nie wiedząc, co go czeka. Przesiedlenie – jak mówili ci z NKWD. Zesłanie – jak mówiono zesłańcom za czasów carskich. Jedno i drugie oznaczało Syberię. Ludzie rozgadali się o tym, co zostało za nami, o swoich bliskich, czy spotkamy się z nimi, czy nie.


Pytania do źródła:

Pytania dla uczniów szkoły podstawowej i uczniów szkoły średniej (poziom podstawowy):

1.Jak autorka i jej rodzina zareagowali na wieść o czekającej ich deportacji?

2.W jakich warunkach podróżowano na zesłanie?


Pytania dla uczniów szkoły średniej (poziom rozszerzony): pytania dla poziomu podstawowego, a ponadto:

1.Jakie postawy wobec deportacji przyjmowało otoczenie autorki wspomnień?

2.Jak deportowani próbowali przezwyciężyć szok i strach wywołany doświadczeniem represji?

 

Wskazówki:

Przy wskazywaniu różnych postaw ludzi należy uwzględnić kontekst społeczny i narodowy miejscowego środowiska, złożonego z Polaków, Białorusinów i Żydów, a także funkcjonariuszy radzieckich oraz wpływ propagandy komunistycznej. Charakteryzując zachowanie autorki, warto wskazać na jej wiek i przejęcie w krytycznym momencie roli osoby opiekującej się rodziną.


Literatura pomocnicza (wyłącznie w formie linków do baz i stron internetowych):

https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,25682235,po-co-was-zabijac-tam-sami-z-glodu-pozdychacie-sowieci-wywiezli.html

https://przystanekhistoria.pl/pa2/tematy/zbrodnie-sowieckie/65469,W-bialym-piekle-Deportacje-Polakow-w-1940-roku.html

https://sybir.bialystok.pl/syberyjskie-zeslania-i-droga-wyjscia-z-armia-andersa-a-mysmy-szli-i-szli-dziesiatkowani/

https://ipn.gov.pl/pl/historia-z-ipn/137719,Deportacje-Polakow-w-glab-Zwiazku-Sowieckiego.html

http://cejsh.icm.edu.pl/cejsh/element/bwmeta1.element.desklight-ccb84625-ce5d-4790-a50d-55d77aaed365/c/303-321_Lagojda.pdf

 

Słowniczek pojęć:

Deportacja (zesłanie, zsyłka, wywózka) – odgórne i przymusowe przemieszczenie ludności (wybranych grup lub jednostek) do określonego rejonu, najczęściej połączone z poddaniem deportowanych nadzorowi i ograniczeniu wolności w nowym miejscu pobytu.


Najważniejsze cezury:

Po zajęciu wschodnich województw II RP w wyniku agresji 17.09.1944 r. władze ZSRR zastosowały wobec obywateli polskich represje w postaci aresztowań i deportacji na wschód. Deportacje obejmowały całe rodziny, które uznano za wrogie władzy radzieckiej: bliskich osób aresztowanych, jeńców wojennych, osób należących do elit państwowych, politycznych i społecznych. Doszło do czterech fal deportacji, które objęły ok. 320 tys. osób, w większości Polaków  (10.02.1940, 13.04.1940, 28.06.1940 oraz 22.05, 14.06 i 20.06.1941 r.). Zesłanych umieszczono w głębi ZSRR – północnej Rosji, Syberii i Kazachstanie.


Plik do pobrania: Wspomnienia Ewy Soboty-Grün

Imię i nazwisko osoby opracowującej rekord: Małgorzata Ruchniewicz



[1] Przewodniczący rady wiejskiej, najniższej jednostki administracyjnej.

[2] Gdzie wasz mąż?

[3] Przesiedlenie do wschodnich obwodów ZSRR.

[4] Bierzcie ciepłe rzeczy.

[5] To ci zuch!.

[6] Zbierajcie się.

[7] Zbierajcie się, idziemy.

[8] Żołnierza.

[9] Milcz!

[10] Kto to?

[11] Tu nie cerkiew.


Ostatnia modyfikacja: Friday, 8 November 2024, 20:49